Jest 6 października 1932 r. Kazimierz Nowak odbiera na poczcie w egipskim Assuanie niezwykle cenną przesyłkę:
Poczta była obfita – był kochany list nr 42 od Ciebie, list z poczty z Jerusalem, że nadeszła dla mnie druga przesyłka i co z nią mają zrobić, a trzecie – na kawiarnianym stole przede mną leży cacko Contax – choć jest dla mnie zawiłą jeszcze zagadką – i dużo godzin minie – zanim się odważę pierwsze zdjęcia zrobić.
Aparat Contax Nowak otrzymał na kredyt – od zaprzyjaźnionego z nim znanego poznańskiego fotografa i właściciela zakładu fotograficznego – Kazimierza Gregera. W tamtym czasie model aparatu, o którym mowa, był wielkim hitem. Contax, wyprodukowany i wprowadzony do sprzedaży w 1932 r. przez koncern Zeissa, stanowił drugi w historii (po Leice) dalmierzowy aparat na film 35mm, czyli tzw. małoobrazkowy. Dzięki temu jego rozmiary były niewielkie, a jedno załadowanie filmu pozwalało na wykonanie aż 36 zdjęć. Ci, którzy pamiętają erę fotografii analogowej wiedzą, że standard ten zdominował świat fotografii na cały XX wiek.
Zatem nasz podróżnik dysponował naprawdę nowoczesnym sprzętem fotograficznym. Zdawał sobie z tego sprawę, czym był niezwykle podekscytowany:
(7 X 1932) Wczoraj, po skończeniu gawędy, siedziałem w kawiarni aż zaczęli zamykać. Czytałem broszurkę od „Contaxu” – zaznajamiałem się z jego skomplikowaną aparaturą. Potem poszedłem do „Hotelu” i chciałem się przespać trochę ale żołądek i mrówki takie mikroskopijnie małe – zdrzemnąć ani nie dały. Zabrałem się zatem do mego „cacka” oh Maryś! – pomyśl – cały alfabet kółek, śrubek, hebelków, a broszurka tak niewyraźnie skreślona, że aż pot mię oblewał od wysiłku myśli.
(…)
Gdy szary świt rozjaśnił gwiezdny sufit mego pokoju (podwórka), umiałem już aparat otworzyć, zamknąć, naładować, nastawić, słowem: poznałem mego nowego przyjaciela. Szkoda tylko, że Tobie pokazać go nie mogę – a naprawdę cacko! Wykonanie przepiękne, praktyczne, w pięknym futerale, jedno tylko – trzeba stale mieć przy sobie, bo gdyby osoba postronna go dotknęła było by po aparacie. Bardzo, bardzo skomplikowany mechanizm.
(8 X 1932) Dziś pierwszą rolkę filmu założyłem do aparatu – Wszystko nic trudnego – znam już kamerę jak własną kieszeń. Zrobiłem dziś pierwsze 4. Zdjęcia próbne – jutro dokończę rolkę, a wieczór wywołam, nie masz pojęcia jaki ciekaw jestem rezultatu!
(9 X 1932) Zrobiłem 7 zdjęć „Contaxem”, jedno zwłaszcza jak się udało, ciekawe bardzo. Zrobiłem to zdjęcie leżąc na ziemi pod wózkiem i zdaje mi się ująłem sam wybuch miny – gdy olbrzymie złomy granitów sypią się wśród dymu.
Nowak utrzymywał rodzinę z honorariów za artykuły prasowe z podróży. Natomiast bieżące potrzeby pokrywał z pieniędzy zarobionych na sprzedaży zdjęć białym kolonistom. Dla Nowaka „kompaktowy” charakter aparatu oznaczał więc nowe możliwości zarobku.
(Juba, Sudan, 11 XII 1932) Czy wiesz Maryś Drogi ze ja już 6ty film mam w „Contaxie” – jeszcze 14 szpulek, ale te prędko miną! Tym bardziej, że chcę zacząć zarobkować Contaxem, a raczej już zacząłem pracować, zyskując w Khartum i w Malakal prawie ponad 4 funty, czyli ponad 120 zł. Mam zamiar wpaść do kopalni złota w Kongo – niedaleko granicy – silne osiedle włoskich górników kraj franka – może i zyskam, ale będę musiał sprowadzić filmy, żądając wysyłkę „par avion”. Oby tylko już stanąć gdzieś przez tygodni parę i popracować pilnie!
(Juba, Sudan, 7 I 1933) Zdjęcia coraz ładniejsze – aż po rękach ucałowałbym Gregera! To jeszcze jedyny najżyczliwszy mi człowiek! Mam już setki przeciekawych zdjęć, a negatywy w kieszeni zachować mogę – ot – szpulka jakby nici!
Wiemy także, że kilka miesięcy później Nowak zaopatrzył się w samowyzwalacz – tzw. autoknips. Z korespondencji do żony dowiadujemy się także, że używał żółtego filtru na obiektyw. Filtr ten uległ uszkodzeniu podczas podróży przez Kongo Belgijskie we wrześniu 1933 r. i Nowak prosi swoją żonę o przesłanie mu nowego (Jadotville, 2 X 1933):
Nie wiemy ile dokładnie zdjęć wykonał Nowak tym aparatem podczas podróży. Ale zachowało się ok.1600 opisów zdjęć, które wraz z negatywami załączał do wysyłanych do polski reportaży. Do dziś zachowała się duża część odbitek, wykonanych bądź przez autora bądź w czasach powojennych przez jego córkę – Elżbietę. Mamy także niewielką ilość negatywów (pociętych na pojedyncze klatki).
Tylko dzięki skrupulatnej pracy Kazimierza Nowaka, a także jego żony, która de facto pełniła funkcję szefa logistyki przedsięwzięcia w kraju, możliwe będzie dokładne podpisanie zdjęć w nowym albumie. Nie zabraknie tam także skanów oryginalnych źródeł, które dziś same w sobie stanowią cenną pamiątkę i świadectwo niezwykłej historii afrykańskiej podróży Kazimierza Nowaka.